~||-_^+*.

stanisław szpineta
po pełni
(z)nów

na jednego
z dwóch

gdy księżyc i ów
zakończy *_nowość^•
"nowym"
końcem

a

popełni
znów

coś z niepełnych słów
co znaczy ."chyba"*^

?

jej -_zdrowy_
odstęp
miało być inaczej

miało nie być
mało mnie

miałem być

srebrny
szary kierunek
to czary i takt
i szyty na miarę
za ciasny krawat
(co w planie ma czas by oddychać)

nieważny świat
wpisują do strat
najważniejszy
stan i sława

wielkie brawa!
dla stanisława!
!!!…zaraz, zaraz¡!¿
..!!stop!
nie go tu przedstawiam!

o!to ^staś. jest!
..i oto są oni
to ci co dla stasia
są bezwartościowi

a, ten ^staś. też
ich broni
choć to ci co stasiowi
zasłonili księżyc

bo ^staś. sam jest
i stroni
od tych. co stasiowi
chcą ś. przezwyciężyć
znaczek mówił
w ich, o-sobie!
to, co dla niego
znaczy stado

dla niego,
|stado.
to tylko to wszystko
to tylko to jedno
to tylko to, że dla stada
zaznaczył by wszystko

on dla stada to
wszystko jedno

bo dla stada,
stado,
bez znaczka
znaczyło się samo
taty stary
stratny lęk

za dużo
za mało
nas było
tu.laś
bez koloru
inne piękno
inna cisza
w głośnej barwie

tu pełno niczego
i wszystkiego
!!wszędzie!

tu*las
w nim twórca!
..i strach

powtórka!
istnieć, inaczej:
mieć możliwości
a ja mogę móc
mieć swoje wszystko

istnieć inaczej
nie chcieć niczego
liczb z wierszy
ludzkiego wzoru

chcę widzieć!
(w) pełni cykle
tworzyć
już! dorosło(ść)

kochać
możliwie młodo
możliwie złoto
tak po naszemu
widząc inaczej
nie szukałem oczu!
i nie chciałem gości!

..
nie miałem gości

+_+!!**
więc miło mi gościć
rozumiejąca ciebie!+_=

**++ ty *~*•_!

widzisz inaczej
wiesz kim jest
mój/nasz

*~*znaczek^+^

czuję że znaczę
i to czyni ¡nasze..

..wszystko!

nasze małe wszystko.
zrozum
ulgę dorosłości
to, co mi potrzebne

jeśli jesteś
mój, niezbędny
opuść rękę

i przez marmur
złap za moją

nie decyduj
daj im pomóc
nie ma już miejsca
na pustej widowni

zająłem wszystkie
swoimi wersjami
i tymi maskami
udaje ciszę

kłaniam się niżej
niż kiedyś byłem

przez brak braw
kurtyna będzie lustrem
dość
mam dość dźwięku

zakryj chociaż jedno ucho
i wysoko, niskim tonem
skupiaj mnie na ciszy

kto to śpiewa?
kto tak tęskni?

ten kto znał
~+*twój uśmiech!*++_
tato
i ten przez słuchawkę
poznał ciszę

myślał, zawsze
bezgranicznie
bez marmuru

bez dźwięku
sunę
przez chaos

+_**++~+_+~/„-„*+*^_^*++~__
ta! piękna
nie pęka

ta! niteczka
uczy czekać

i czytać

o: widać!
a więc jestem
i zszywam

*_^*swoją+_+

]przestrzeń[
•*•_*
płytkim oddechem
wciąż myślę o świeczce ._=
i o tym, że popiół *+
nie czeka na płomień

bo każda resztka^ |*
cała• jest przecież
zresztą| tak samo! +
jak sama resztka
•*^_+•
oh, wspólnie pisana poezjo

myślałem
o samotności dziennika spokoju

w tych czasach ludzi coś łączy
wrażliwości deficyt
wartości bezwierni stoją
szarzy zmęczeniem

wiem jedno
dla nas za ludzka jest miłość

bo burzą się burze
bielą pod łzami
nadzieją nie nazwę
zwyczaj zachowam

oh, wspólnie pisana poezjo

kochaj mnie gdy jestem
znak postaw zanim wrócę
ja
znów!
w pełni czuje
i jestem
zdrów

jak nów
co w pełni snuje
miejscem
ów całokształt

ha-halo?
jak to się stało?
kto tak jak ta stałość!?
na stałe zmieniła mnie!

mnie?
czy ich?
czy mnie nie?
czy nie ich?

czy?

ich oczy
mnie nie znają
z mych wad
z nieznajomych strat
i znamion

tak już zostało mi..

stanąć!
zostało im!
łamiąc mnie
i zostawiając

samo ego

i mnie! samego!
zastanawiającego
nad pytaniem:

ahhhh

ma damo z mych gwiazd
czy dano mi czas
by wziąć rękę?
czy nie?

!tak! !chcę!

chcę więcej!
a więc jak?
jak to tak?

a, no tak!
tak, jak to !tak!
wziąłem, tak uczynię

(nie)znajomy(ch) las
lawendowym snem
w czeluściach magii własnej
łagodną iskrą pluskam

uśmiechnięty
w płaszczu z wrażliwości
swoim głoskom daje brzmienie

oh, jak dobrze nam bywa
w lustro spojrzeć i siebie zobaczyć

mówią, że fantazją
smutek w ucieczce zamykam
lecz ja, ku zdziwieniu
kochając się otwieram

wdzięczny za swój świat
w nowych kolorach
maluje swój portret

tak czule tam płacze
zaopiekowany dbałością
dla dzieła mam istnieć
po to je stworzyłem

niech nikt nie rozumie
tego rodzaju miłości
gdy jestem dla siebie
na swoje piękno wrażliwy
poczuj sztukę
piękno doceń
graj

interpretuj
umarłych poetów

wiersze w prawdzie
ciepłe, suche, chłodne, straszne
każde!

żyłka grzmi
żywo grzmi

powiedz mi
liczysz dni?

ja
małym wstałem
i przestałem!

przychodzą jak ona,
odchodzą jak nikt
mówią: wolnym bądź
wolno błądź
nie trać chwil dla siebie

przeczę: granicą głowa
graniczą słowa
nie pozwalam im latać

oh, świecie schematów
w świetle wariatów
tracę me racje

i

znikam
niemowa o narkotykach
tłumaczy: wynika
z pewnego dziennika
że wolność zamykam w mej głowie
litera wibruje wolno na wardze
gdzie myśleć zaczynam
bieg swój zgubiłem, choć nogi mam twarde
chodzę i wspominam:

śpiewała im głośniej, kąt kantu oka
tu ciężko coś marzyć
tam było prościej, krzywiłem po zmrokach
z malunkiem na twarzy

poetuś podreptał poezją tulony
szukałem brzmiącego sam zgiełku
niepewny swojego puściłem balony
odbiłem swe piętno na pieńku

detalem się stałem, w tle świat odmętów
głoską mi płakać gdy wzrok mój dotykasz
daleko jechałem, zabrakło zakrętu
tak mały jest ze mnie twój pisarz
wdzięk dźwięku działa
mówiła mi w ciszy
ty w cis trafisz
zmarznięty marzeniami

spotkać spód
spadając w przestworza
tworzyć twór!

kochaj kochanie
rozkochany koc

już

kończ
rycerko

odejmij te dwa
i spójrz

na czarne kanapy
dom babci mirki
podróże z tatą

na wszystko co wspólne
jak stary komputer
i nasz cały artyzm

dałaś mi imię
i bezpieczeństwo
i pierwsze klawisze
i szóstą nad ranem

i przede mną byłaś
sama
ty

i byłaś ze mną
gdy nie słyszał
nikt

inny *._++*niż ciemność~!!
nasz
krzyk
uwierz ma wierzbo
uwiąż intencje

interesując
się mną

tylko mną
wiersze mi pisać
wrażliwe słowa
na białym drewna kawałku

walczyłem jak mogłem
pisałem jak umiałem

z zakładanym uśmiechem
głębiej muszę pachnieć

wszyj miłość w swą troskę
chroń

dna mi szukać
dumą się dławić

szukać nów w cierpieniu
dziś wiersze moje
nic nie znaczą
niepewnego bronię krzykiem

boli, wysusza
gdy wnet suknie ubierzesz
a ja rezygnuje

ona

zmęczona decyzjami
głaszcze po włosach
nie tych których pragnie

nie tej mi uśmiechać
ja

miękkim wierszem
zaklęty zakończę

wrażliwie kudłaty
pozornie poznany

słowotwórca!



słowa zgubił

wolność ma na skroni
a łez kilka padnie
zanim w nim zamilknie
oni się znajdą
wiarą zaczną wierzyć
gdy dziennik spokoju
rozwojem dokończę

zmianą nie znaczy
dwustronność miłości
tak krystalicznie czysto
jest „kiedy" zapytać

my w kociej istocie
nadzieją w rozmowie
czekamy na łaskę

gdy czas ją zabiera:
spóźniona decyzja
bezradność sprzed chwili
bezsilnie tłumaczy
bez głębokości
deszcz kochać przestałem
smutna ze mnie dusza

sam, wole mówić ciszej
w ogrodzie nie tej szukać
przed lawendą chować sekrety

piotra słysząc, rozumiem inaczej:
„byłoby nam dobrze dzisiaj.."

przestać się ograniczać!!!
zamiast wypełniać, usuwać braki.
zwykle w krople wsłuchany
ich ścieżkę od tak
obserwowuje z daleka

w legendówce zostałem
cały dzień myśl podpowiada:
w polu logiki rozsiane kwiaty
potrafią płakać

systemem schematów
pamięci powtarzanej
łza się pojawia
prawdziwa jak nigdy

i dzieje się chaos
kojący i cichy
bo wszystko co wiem
znika w jej oczach

jest ona i nikt
i słów tez brakuje
bo chwila ta pięknie
jest zwana miłością
w jej chwile
myśle
jak o dzieciństwie
pełniejszym o miłość

gdy losowo świecisz
przede mną
i we mnie

tęsknie
żałując chwil
dziecinnych jak my

wtedy
byłem twoją
znajomą mi lawendą
którą się stałaś

z czerniami
kocham cię_
my wilki
słowami
zjadając swój rodzaj
odrzucamy wiarę

my wilki
niechciani
pragnąc mieć wodza
szukamy ofiarę

my wilki
tak sami
trafiając do morza
zmywamy pianę

my wilki
wilkami
za sobą na łowach
bez ludzi na zmianę
nie mam pewności
i świeża jest dzikość

zacząłem biec
bo szukałem tej
która wierzy

w inną magię
w moment
w zmianę

+_*+_=wolność =_=_*=

jeśli pobiegnie
znajdę jej spokój

spełnię potrzeby
wspólne marzenia
sen mi powiedział, świadomą realnością
rzekł: wiem coś na pewno
twoja to wina, nie twoja epoka
serce stęsknione jedno odbiera

wylewa, zajmuje
cicho, głośniej
cel tak czysty
słowa niemożliwe przestają znaczyć

romantyk jednak bliskością się żywi
i w drodze do nieba zatapia swe zęby
wrażliwe, wyschnięte
od braku krwi nigdy nie znanej

w tym co zaświeci
tak troszkę jak ona
to serce tak dziwne, jak lód płonący
wiele niewiast musi na drodze zranić
pamiętam

myśliwską
dłuższą niż teraz

gdy wtedy
chodziłem w kółko
goniła mnie myśl
że nie można uciekać

bo uciekać trzeba
i wtedy
goniłem myśl
że to jest chwilowe

a zostało zawsze
w niebieskim
błądzę

w iluzji
marzę

labirynt
ludzi smutnych

ich melodia
i dźwięk i brak i łza
i ja

zamknięty wrażliwiec
zamknięty perswazją

bez _
bez siebie
bez sensu
do trzech razy sztuka
o czwartym szepnąłem
pustej legendzie

pustej z dodatkiem
podobnego do mnie pana
co podobnie do mnie
zostawiał tu łzy

chce mi się płakać
i dać mu ciepło
powiedzieć, że cztery
to też przecież numer
miłość
zimowa miłość
druga piosenka

+*^+wyjątkowość *~+=!

pamiętam!

po oświadczynach
młode serca

wczoraj mówiła:
kocham dotyk swoich kości

dzisiaj więc powiem:
ja twoich też
myśliwska
pamięta mój strach
a ty?

pierwszy raz
czuje złość

i choć rozum
mamy wspólny

nie chce być tobą

klątwę dałeś
dar przyjąłem
czyżby powstała
nowa legenda?

kto by pomyślał?

to chwila wzruszenia
definiuje miejsce

w dół po schodach
znalazł się on..

… to skryty poetuś!
co w skrytych kawiarniach
wielbi się gościć

dajcie mu moment

niech patrzy na spokój
na sentymentalność
na kubek kawy i ludzi wokół

-_^ocean!~|,*•
to tego chce słuchać
przy ciepłych melodiach
bezpieczniej jest marzyć

grajcie mu dalej
niech pływa muzyka
w zwykłej kawiarni
znajduje mu miejsce
jako zniszczeni dorośli
lubimy wierzyć
że kwiaty nie więdną
a słońce świeci zawsze

myślę o tym pięknie
pięknie o tym myślę
choć cicho mi przyznać:

ja

poetuś
stanę się poetą..
przez duże
"*"p!^_~*

wielkiej litery
nie postawie
zwykle uciekając
przed wielkością

tej

pr-aw-dy
jest też zły spokój
tego boje się

bardziej

te myśli, mój chaos
mój brak świadomości

szarpie się krzykiem
i uciszam myślą:

przestanę nas wzruszać
żegnaj
to znaczy:
zabieram ci pół

a ja kocham być cały

w szale
w podróży
na czerwonej dłoni
położyłem umysł

budziłem się
płacząc
i zdrowo dziękując
przeprosiłem morze

dziś nie dostanie
połowy tej szklanki

równo(i)ważnie
umiem ją mieć
a nie się wylewać

napełnij mnie tak
jak wtedy
nad morzem
spadł śnieg
na głośną warszawę
legenda przywita
chłodniejsze wiersze

więcej więc

skup się pisarzu
pisząc jej uśmiech
my
w chaosie
patrzymy na zbędne
płaczemy bez końca

ahh, maski na maski ..
to sztuka aktorstwa!
mam siłe je nosić
i tego żałuje

to co pod nimi
jest mi nieznane

bo zapomniałem
jak pachnie ciągłość
zrozum wiersz
o samotności

miedzy wersami
wplątuje

„>**nic*^•

śmiałek podważy
ja podziękuje
taki
to nowe słowo
na nowo ukryłaś
nowe określenie

mamy takie kółko
dawno zmęczone
dalej się toczy

przyjmę tą złość
odrzucę agresje

znowu, to boli
nie poznaję głosu
sił, raz ostatni
starczyło gdy spadłem
w naturze poeci
pusto się kryją
wiedziałaś jedyna

wróć.
mam swoje imiona
wspomnienia

i błędy
nienawiść do chaosu
drobna chmura
dla księżyca
staję się….



i łza w ką cię kocha

świecisz
na moją całość
na moją, założę się

sobą!
bo z taką tobą

każdy cień i dzień
na świecie

staję się jaśniejszy
rozbite drzewo
nie znaczy piosenka
więcej niż szarość mej duszy

rozbite drzewo
nie, znaczy piosenka
o lustrze którego nie zobaczysz

rozbite drzewo
+nie**! znaczy piosenka
nie będę tym kim być chce

rozbite drzewo
rozbita bańka
rozbity ja
płakałem z miłości
nie wiedząc nic więcej

pogłaskałem siebie

tak jedno pytanie
jak jedna jest ona
"dom" jest tym

tato

czym go stworzyłeś

zmieniłem już miejsce
i ściany i siebie
i wszystko co mogę

a wciąż jest tak samo

każdego dnia
każdy ja

boje się siebie
chociaż lęk o wtórność
ścisnął mnie raz
mam siłę go gasić

to skóra jej
wyjątkowy ma dźwięk
bezpiecznie brzmi
w mroźnej kopule

pracuj
czytaj całego
ja stawiam litery
niewinnie rozważne

znaj mnie
czuj mnie
ciało i dusza
twoimi się stały

takie to ludzkie
zwykle ją kochać

więc niezwykłym zostanę
dziwnym i szczerym
bo w tym widzę prawdę
i więcej

!tych

wierszy
pomyślałem
warto napisać wiersz
o leśnej kopule

takiego spokoju szukam
oh, jak dobrze wolnym się czuć
złoto mi!

w jasnej nocy
wyższe drzewa
głębiej przytulają

mówisz:
trzeźwość
jest surowa, jak presja
więc cię otwieram

mówisz:
my
ludźmi nie jesteśmy
póki nam wolno
wzruszajmy się wszystkim

mówisz:
nigdy
nie było tak blisko

piękno jest proste
jak złamany wzór
•_.*+•
w męskiej rozmowie
też można płakać ._*
w tej ciszy bywamy
wrażliwi!

to kształt mój^_*
w marmurze mnie słucha
nikt tak nie umie

sam.

tamtego mnie szukaj +|
on nadal tam czeka.•

tęsknie za tobą
za magią ojcostwa

i za wszystkim co twoje
choć sam jestem twój
•_.*+=
nie umiem określić słowem
jakie są nasze dusze
w wyjątkowości śliczne
dzieci tego świata

dla nas, jest piękny
choć troszkę za duży

nim zdominowani
marzymy o rozwoju

wmówili, że w nas to
że jako jednostki
rośniemy dla siebie

więc kim się stałem?
to tylko jej dotyk
niemo mnie nazwał

ty zwykle zrozumiesz
jedyna na świecie
że do nauki samotności
potrzebuje cię samej
ciekawe jak to jest
milcząc uciąć miłość
krzyknęłaś choć raz?

ja
zdarłem się w środku
straciłem zmysły
nagi się stałem

nazwali dygotem
niebezpieczeństwem
chcieli już wiązać

mówiłem:
nie warto
zaczekam na kropkę

wbij mi ją w końcu
w złości lub w strachu
zdanie nowe zacznę
tylko się pożegnaj
nad morzem ze stopów
zaszyłem swój blask

normy chcą zatrzymać
szepcząc: nie tak!

lecz moje jest sto mów
mówiących, że ta

natura ma grymas
tak czysty jak ja
brakuje wdzięczności
by obecnie
obecność opisać

było by nam dobrze dzisiaj
przestać się ograniczać!
czekając na zwrot
dostałem jej niechęć
do straty osoby
którą cicho gram

w ciszy, od ran
brakuje mi głowy
muzyko!
dziś tylko jej szczęść

prowadź
jak to się stało?
zanuciła
od tak mi pokazując
jak kropli w jej świecie

czy wzrusza
czy boli
przecież poczekam

by moja burzliwość
ciszą stała
przed tobą

ty boisz się ludzi
ja boje się stasia
wiec wspólnie
nie bójmy się siebie
na chwilkę udawajcie
że ja nigdy nie powstałem

bo bez siebie
mogę wszystko i nic

a ze sobą
jedynie coś pomiędzy
pragnąłem
wierzyć spokojnie
istnieć i marzyć
o nieobecności

boje się prób
i bywam zmęczony
zamrożone kwiaty

też kiedyś zwiędną
kryje się
w wierszach
w swetrach
w niej

w ciszy
ze sobą

wolę być bierny

pytasz gdzie jestem
nie chcesz mi ufać

rozumiem
bliska mi burza
w głębiach świadomości
ja tak mało znaczę

chciałbym istnieć
tak troszkę
w przyszłości

świat jest za głośny
by raz się w nim znaleść
i chociaż próbuje
to siebie nie słyszę
nadzieją spłoszony
żar mam w oczach

lustro mówi:
wydoroślałeś!

podziękowałem
z poziomu twarzy dziecinnej
chociaż poczułem
dojrzałą na to zgodę

dziwne
że sobie dziś ufam
to jakby natura
przypomniała, że jest
zdrowie jest
jak małe ziarenko
podleję - rozkwitnie

to muszę być ja
chaos
to chaos mamy w głowach

pokonam nawet miłość
by zadbać o siebie
pokocham nawet siebie
by zadbać o miłość
dzwonią, piszą, tęsknią.
dla nich bywam lustrem
w którym widzą swe natręctwo

nie byłem nigdy kogoś
do siebie przywiązany

to widać tylko z bliska
gdy zacznę się oddalać

kochać?
kochałem
klątwą romantyka

bezsilny jestem przecież
wyzywaj ile pragniesz

jak przyjąłbym te słowo
to nie byłbym poetą
przepraszam, znikam
brak mój wam potrzebny
czary me prawdziwie
lecz niekontrolowane
jak to się stało?
że z każdym mrugnięciem
z nią budzę się w świecie

szkło spada na wzrok mój
i płynie do ust
gdy dolna warga
na zębach wibruje

za mało mi
dać więcej niż siebie
nie starczy mi krtani

więc mówię słowami

wyższą cierpliwością
na ciebie czekałem
tak swojo być twoim
i wzruszać się tobą

wartością zostałaś
tam się udomawiaj
choć kudłaty
nie boje się deszczu
a kropla mi włosy prostuje!

własna trwoga
stosem słów kryta
niezbadana

milknie

knot jest iskrą
a ja?

sam
pianą targnę na szczęście

ciepła woda w ciepłych kolorach
wdzięk ma za moje ciało

tak mnie za dużo
że aż za mało
skóra w brokacie
morskich kropel

usta jej słone
od wiatru nie łez
słoneczne perły
letni piasek przytuli
ty czujesz chłód
i w nim czujesz spokój

zawsze pamiętam
nienaturalną nocą
szepnąłem ci miłość

pamiętnik otwarty
dniem zmieniał swój zapach
strony żółciały
druk więcej znaczył
trzy krople na stronie
o uchu różowym
rozmyślają o sensie

patrzą nie tam

to mnie
częstuj spojrzeniem
podam sobie rękę
ścisnę przebaczeniem

krok zwykły wezmę
w stronę jutra
bez żalu

a to nie jest zwykłe

to paradoksalne
poznać siebie
i obcym się stać

on kocha autorsko
pisze po mojemu
naturę trzyma tą samą

on w oczach mi gaśnie
znudzony sam sobą
zmęczony osobą

niczym ja
choć w niczym jak ja
.sam.
gdzieś gdzie drga

droga ma
w wspólnych snach
kwitnąca

świt w nocach
wir w krokach
myśl w oczach

i staś

tak mały gdy gra
gdy truje do dna

gdy psuje go złap
w jego wierszykach

myślenia doda

do damy
śle
ja.
odsłoń swój komfort
niewinnym spotkaniem
uchyl mi ją

dano mi wspierać
w pierwszym spojrzeniu
więcej wiedziałem
na imię jej anna
w pełnej okazałości
spoważniała

dla pewnych powodów
skutków burz wspólnych
trafiliśmy na siebie

w rozmowach
kochamy ten moment
w którym świadomie
harmonia świeci głośniej

połączeni miłością
bez dzikich potrzeb

anna i ja
i chwile trzeźwości
lawendowy pałacu
legendy sąsiedni

pokornie dziś proszę
wróć do wierszy

niech duch mnie odwiedzi
w następnej decyzji

niech nie wieje wiatr mi
gdy działam inaczej
przyjacielu
mało mnie zostało

gdy kwiat spada
zadbaj
ponuć głoską iluzji

w lustrze
spójrz ciepło
raz ostatni raz

jak nikt niknę

jak oni inny
nowa jest pewność
w której pusto obsesją
obca mi sztuka

zbyt zmienna jest stałość

gdy chcemy w nią spojrzeć
cierpliwie czekamy
na zmianę jej w teraz

to moje jest trwanie

gdy rozwój poczeka
ukłoni przed czasem
płaszcz mu swój oddam
pomacham z daleka

gdy mrugnie

zniknę

bo własny mam rozdział
inny
gdy suchy poranek
więc wstaję myśląc o sobie

chory

czerń w jego oczach
nie zniknie tak szybko

jedyna rutyna
jest biało niebieska
przechodzi przez gardło

w tym sens
może znajdę
metalem wielkie orły
i nieistniejąca półka z poezją

bez szansy na wiersz
nie mogę zrozumieć
jak latać bez prawdy

waniliowymi myślami
lolitę wybrałem

ahhh, czarno-morska
mogłaś nie palić

szum
cicha prostota jej kłamstw
„trzy kroki"

dwanaście zrobie bez ciebie
chłodny
chętny niechęci

stań przed rozwojem
głębia cię przerazi

jeśli potrafisz, mnie tylko pozbieraj
pamięć nie sięgnie zbyt wczesnych kawałków

i

poczekaj na wiersz
pomyśl chwilą
słuchaj

ona sama
on sam
sami

patrz!
lustrzane mamy lęki
i dotyk ponadto
zmiany

to księżyc na kliszy
to ci którzy chcieli

a są dorosłymi

ja, niewidzialny
nazywałem ślepymi

znikając
chcąc wszystko
mając nic w rękach

kwitniecie dalej
to daje mi słońce

~="_^zamrożony kwiat
widzę, to ja!
kudłatek na pieńku
smutny istotnie

poboli wspomnienie
nie tak miałem wracać
szanuje swą wartość

a

spadłem

i

łapać się zacznę
szumu, szumu miałem szukać
szumi, szumieć miało
cicho sza-szacunek
ciszy cisza jak ja

chce ciało
ciche ciało

mnie
cało
w całej
cię

zawieje
zarumienię
zniknie nikt
prócz ich

bo kochają
jak kochać się mają

daleko

ze sobą
mnie wleką
komfort zabolał
przestaje iluzji
gdy gaśnie nadzieja

mocno
krzycząc rozpaczą
sił nie mam czekać

łzy za gorące
za nim
i za nią

płacze dziś trwogą
zmysł jest za ciężki
naprawie siebie
twoim bezpieczeństwem
przyszłaś
zabierając mi przyszłość
zostań
mam dziś wiarę
w zachodzące pola
i lekkie kolorem kwiaty

twoimi rękoma
hebrosem napiszę
list o wolności
i dziennik rozwoju

romantycy
zagubieni w schematach realności
duszą uciekną
na jeden moment
kłuje mnie czasem
poetyckie zakończenie

co gdyby
legendówka wyssała by magię
wszystkich z powodów
zapomniałby artysta

co gdyby
świat zmieniłby za bardzo
wyschnąłby paryż
rozwojem lawendy

co gdyby
kobieta pocałowała kobietę
całą starość czekając
na ciężkiej pościeli

a krzesło drewniane
bez stabilności zniknie
jak ma stać bez podstaw?
jak ja.
gdy zabraknie kiedyś kwiatów
łzą będę zdobił twe barki
tak chudą ciszą
bywam zmęczony

nie daję inaczej
wręcz wprost zwykle łącze
odruchy naturą pływają
cierpliwość wiecznością

znam to już głębiej
spadając w rozmachu
momentem mnie złapiesz
ustawisz na nowo
ludzie dla ludzi
strojenie do człowieka
niektórzy mają wiarę

swoją straciłem
bo słyszę świadomiej
złota w dźwięku czekam

do zgubnych dyrygentów:
instrument instrumentem
a miłość miłością zostanie

harmonii szukacie
w sobie ją mając
kiedyś ludzie
dramatem sztukę nazwali
a żeby prościej coś tworzyć
ograniczyli do doby

oni swoją a ja swoją
zasadą dwóch zachodów
bo krócej, łatwiej jest myśleć
nie wiedząc nic o odległości
skomplikowane
tą dzienność tłumaczyć
gdy starzec z kwiatami za długo jej czekał

a ona nie przyszła
tą dobą zostawiła
płakutek zapukał
w samotne okienko
mówił:

ryska na rysce
i pusto iluzją
poeta sam żyje?

myślą:
ah, mój płakutku
od zawsze na zawsze
uchylę fantazji
pokaże ci więcej

i wszedł mój płakutek
przytulił, w kąt zaniósł
ja taki wyschnięty
postaram się marzyć

zostałem więc tutaj
spłoszony nadzieją
tęsknoty nie znałem

wychodząc wydrapał:

ty mój sentyment
zaskoczysz mnie kiedyś
wierzysz choć trochę?
czekam
czekam aż zniknę
duch mój zostanie

i wierszy kilka
przy sennym poranku
rozmawiałem
o akceptacji moich nadzieji

czuję

i tak może być
słońca wystarczy
na każdy twój oddech

robiąc co kocham
wspomnę o paryżu
i tęsknym uśmiechem
powtórzę raz jeszcze:

jestem sam

szepczą ulice
przyznaje im ciszej

to czysty mój rozwój
nikt tak pięknie nie pachniał
w miejscu gdzie milion zapachów
nieskończone obrazy
a więcej jeszcze myśli

dziś przed decyzja stoję
którą głowę karmić
obie kłują szeroko

instynkt podpowiada
daleko, stracony
żebym miłości trzymał
tej co w głębi śpiewa
znowu za późno
skupiam się na jednym
a wszystko to mało

szata młodości
za ciężka na moje barki
sunie się po ziemii
szepcząc o skupieniu

chodź za mną
podnieś delikatnie
otwórz mój głos
nie znikaj

gdy się zamyka

i pamiętaj
mnie, moje oczy
każde odbicie
szczerość moich chęci

nie będę tym cierpiał
obiecałem starości
pisać przestanę
bez odpowiedzi
czekam na słońce
na moment daleko
tak pięknie wyglądasz
od miasta zabrana

ja?
już mówiłem
z napiętymi na boki ustami
miękkim wydechem
o rozwoju życiowego spokoju

osiem mam słów
dla ciebie je marzę
wybrałem rozważnie
tak też poczekam

na zwykła zgodę
i chwil małych kilka
nie szepnę mych myśli
zwyczaj wciąż trzymam
nie wytłumaczę
znowu zbliżyłem
jakbym do domu wracał
w ciepłe objęcia po chłodnym dniu

mały poeto, to nie dom!
to zwykła kawiarnia
w której komfort codzienności
kawą pachniał
nie lawendą

nie wytłumaczę
w sobotni poranek
ją ugościłem
dziwnie długo oczekiwana

oczy pamiętne
stary przyjaciel w odbiciu zieleni
lecz uśmiech był inny
szczerszy, odbity

nie wytłumaczę
za ciche to, za wielkie
zostałaś na dłużej
więc mam na to miejsce
późny mój sen
mam to czym ratuje
stukając szkło

w czterech miejscach pęknięty

i dziwny mój szept
nie patrzy na status
jak instynkt w naturze
czuje powinność

pewniejszą podpowiedź
z przypadku natkniętą
obiecam
przypływ cieplejszy
ze mną znajdzie swoje miejsce

blisko czy dalej
nie znaczę zbyt wiele

gdy uśmiech zobaczę

macham z daleka
znasz mnie
żyje sztuką
dam ci jej fragment
bo lepiej znasz całość

męsko wrażliwy
dbasz o skrzywdzonych
ratujesz ich z pasją

patrz, nasze cele
są jak kropla
a ty?

!wszystkie łzy!

to twoje dzieci
znasz ich powody
potrafisz je łapać

ja bywam tą łzą
gdy się zgubie
nic nie znacząc(o)

spadam.

wiesz gdzie
wiedząc, że mogę
wiedzą być chmurą

nie moim ojcem
bo ojciec
którego tłumaczysz
powinien być taki

jaki jesteś ty.
trafiłem w punkt
który rozmył się w linie

rozmazany
w to całe wszystko

znów
mało znaczek
chce ciszę za kwiatek

za nów
niech stracę, ty mów

wśród zranionych burz
masz kilka kwiatków
czekamy, chodź tu!
to krzykliwe lustra
zabrały nam wszystko

pozwól mi na nią
głupi poeto
pozwól i oddaj marzenia

!jego!
następna walka
jego
zabierze

=_*_*^*jej

niczym
ja
niczym!

krzyczę do luster
oddajcie mi spokoj
oddajcie nam wszystko
szał
to nie rozwój poety
błyski mnie męczą
chcą mnie zastąpić

lawenda
oznacza jej wybór
i zgodę na czerwień
w drodze po spokój

rycerzyk
w całości nieznany
chce nową całość
chce nową oddychać
kiedyś
narzekałem na braki
nie wiedząc czym jest

nicość
jak swojo na białym
nie czuje się sobą

przywykłem zaczynać
„-"tutaj‚-"'"
się kończąc

porani mnie obco
poranny chłód płaczu

więc znowu założę
moje, jej ciepło
cicho spadam
już za długo
odwróć się i bądź sobą

zagubiony
wykończony
źle nazwany

"przyjaciel"
on rozumie

że się boje
że nie umiem
że ja gardzę realnością

on nie czuje
gdy się truje
moja fałszywa dorosłość
widziałem szkło
za nim płonie zawiść
to on

widziałem dom
i brak jego mamy
i to
że to przetrwał
północny podróżnik
w pół nocy zniknie
widzę swój księżyc

chce znowu uciekać
to moja kawiarnia
to moja legenda

to mój jest wiersz
który trzyma przy sobie

oh, tak było łatwo
pokazać im wszystkim
że nie muszę niszczyć
i palić mostów
chciałem na nią spojrzeć

jako wygrany
połączony
jako złoty wilk

bo ja
to zły wilk
i ja złem się karmie
i ja w środku tęsknie

za stadem
jej ciepłem
i sobą
chce wybuchu
rewolucji
zmiany

miłości

chce umrzeć
i się urodzić

być wielkim i małym
wszystkimi i nikim
synem i bratem

być dobrym

dla mamy
znowu czuje
że nie mogę istnieć

powstałem zbyt niepotrzebnie

chce dalej oddychać
a to im przecież się należy
wartych tlenu istot
mówię nam: nie!
jesteśmy sami
samymi chwilami
pusta jest przestrzeń

nam, mówienie
bywa trudami
słonymi słowami
zepsute szczęście

mówię: na mnie
bo winowajcami
są wersje w oddali
którymi jestem
nie mam szacunku
do liczb
od których uzależniony jest świat

nas
nie widział jeszcze nikt
nie dałem oswoić się tej prawdzie

bo paradoks jest tym:
wstaje by znów się położyć

i tym:
zamykam by znowu być wolnym

i tym:
nie pogodzę się z sobą
ten ktoś
w moim lustrze
zaczyna wyglądać jak
==++on+*

taką mam krew
po drugiej stronie
łatwo jest kłamać
w tym wyścigu grają
morskie piosenki
lecz morze mijałem
za kim teraz gonie?

dwie drogi
o których śpiewałem
zwężają się w jedną
i tam się rozpędzam
teraz już wiem
gdzie
kiedy
+*^dlaczego?
chyba rozumiem

+**^+

stanę się piątym
dysocjującym
ślepym
wyścig był niczym
innym niż drogą
z jednym celem

jeśli mógłbym
zostawić coś w wierszu
to tylko prośbę

wszyscy
niech wszystkie zobaczą
jestem taki jaki chciałem
znalazłem siebie
w „‚+**^=drugim!!
miejscu mocy

i to właśnie tu
czuje się swój

ah, obca swobodo
tęskniłem
za oddychaniem

tęskniłem za tym
i nami, tak myśle
też nasi jesteśmy
we własnych

swoich

naszych

miejscach mocy
ten świat ma braki
wrażliwszej istoty
znaleźć się nie da

ci wszyscy oni
więzieni schematem
mówią: nie dzisiaj

ku twojej dacie
rezygnuje
z ośmiu słów

podziwiaj swą wolność
nazywaj ją darem
lub własną ucieczką

tylko tak się znajdziesz
monotematyczny
w mono temacie

i tak sobie myśle
że chciałbym nie myśleć

nie tęsknić
nie czuć
nie kochać

być w ogóle na nie
albo
w ogóle nie być

nie tu
nie teraz
nigdzie, nigdy,
nie!

taki dziś jestem
mono na nie.
świat zasłania mi księżyc
a ostatnia pełnia
nie była przecież nasza

+]*^]*kocha morze +]*]+]=
lecz chce być tam sama

,~,
ja też chciałem
lubisz trochę smutków na jesień
i cicho dodajesz
i to podtrzymujesz

dalej słucham!
to kolor na niebie
i fałszywy błysk
to dym w prawym oku

wciąż jestem

w zwyczaju mam
nie patrzeć
bo takie to ludzkie

być nikim we wszystkim
to start jest i koniec

droga jest cicha
jak łza

jak sen
stane się warunkiem
dziennik ciszy
wiele znaczy
nim krzycząc
w końcu zamilkłem

mamo, to ja
nie mówmy inaczej

to start jest

i koniec
czym się stałem
gdy mgnienie
zmieniło wszystko

kim są ci ludzie
błyski tych chorych
i smutnych

ja
to czerwcowa podróż
skrywam dla siebie
pełno chaosu

jakbym zaczynał
\^^coś**_^
długo się kończąc
ta wartość nie istniała
ja! stawiam kroki
egoista bez ego

czy zbliża się koniec
czy nowy początek
lawendę na marmurze postawie
śnił mi się protest
okłamanych delikatnych
ich bunt przed niepewnym
niepełnym głaskaniem

by przetrwać zimę
odwiedziłem korzeń
on dalej wrasta
w piekło

chciałbym go przeprosić
sam, go zauważyć
podziękować, docenić
i zapytać

czy przesadzam?
skopiowano link

staś szpineta

nie lubię formalności, wielkich liter, pełnych imion ani udawania, że wszystko musi mieć sens. piszę, bo wiersze są dla mnie naturalnym i jedynym sposobem, żeby nie zgubić siebie w sobie i w świecie. to moja codzienność, pamięć, myśli, emocje, wspomnienia, a czasem rozmowa z kimś, kogo już nie ma albo kto jest bardzo blisko. w tekstach dodaję znaki, traktując je jako coś, czego nie da się zapisać słowami. to mój własny język. mój tworzony od kilku lat zbiór „lawenda" to pierwszy krok do pokazania ludziom mojego świata. oprócz pisania tworzę muzykę, biżuterię, maluję, projektuję. kocham naturę, wschody słońca, ciszę i dźwięk analogowych kaset audio.

~||-_^+*.